piątek, 21 października 2011

dojrzewający, embrionalny... Das ist unglaublich.

O "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego: "To dramat tworzony dosłownie z Myślami nowoczesnego Polaka przed oczyma" w URze. Cytat dla niektórych pewnie niewnoszący żadnych nowych treści, a w swej wymowie zupełnie oczywisty. Weryfikacja dat, rzut oka do Kleinera (pożółkłe kartki jego podręczników z czasów mojej mamy przywołują czasy, w których o brykach nie śniono), chwila konsternacji.
Dmowskiego czyta się dobrze, był inteligentny, a w swojej pozornie radykalnej retoryce daleki od ofensywności, nie pamiętam, czy kiedykolwiek czytałam dokładnie o nim coś stygmatyzującego, ale faktem jest, że mainstream endeków nie lubi i nie lubił. Za słabo znam historię (jeszcze, mam nadzieję), żeby oceniać jego działalność stricte polityczną, ale na pewno wykazywał się postawą budzącą podziw, przez organicyzm budował tożsamość narodową i podstawy do późniejszego trwałego bytu państwowego. Pomijając kwestie osławionego antysemityzmu i ksenofobii, na tym zakończę.
Pragmatyzm, mierzenie sił na zamiary, wywalczenie ziem uzyskanych na mocy Traktatu, wciąż przykryty legendą i kultem Wodza. "Wesele" mnie zachwyciło, urzekło, ujęło, "Wyzwolenie" podobnie, swoją ponadczasowością w polskich realiach. (właśnie się przekonuję, jak ciężko jest pisać niebanalnie na temat, który jest dla mnie ważny, jak ciężkie jest brzemię tzw. narracji pierwszoosobowej)
Jak duży ładunek emocjonalny niosły za sobą fragmenty rozmów Poety z Rachelą, z Zosią, Stańczyka z Dziennikarzem. Czy wszystkie te myśli można zamknąć w jednym słowie nacjonalizm?
Może, i na pewno mi to nie przeszkadza w identyfikowaniu się ze spuścizną literacką Wyspiańskiego jako taką.
To, czy dzisiaj uważam za nacjonalizm w tamtej formie za pożądany to inna kwestia. Inne są historyczne realia, inne są też częściowo problemy, z którymi się mierzymy. Tolerancja dla wielokulturowości, przy jednoczesnym zastrzeżeniu wagi naszej kultury dla budowania więzi i dla mądrej, dalekowzrocznej polityki państwowej - to stanowisko nie musi mieć dziś konotacji negatywnych. Pogłębianie współpracy wewnątrz Unii Europejskiej nie musi nieść za sobą zagrożeń dla polskiego dorobku kulturalnego, który powinien częściej stawać się "produktem" eksportowym. Wierzę w możliwość konsolidacji tych dwóch teoretycznie sprzecznych nurtów. Jeśli natrafię na mur, poglądy te zrewiduję.
Kompletnie rozbijające jest to, że mogę czytać Wyspiańskiego i ze zrozumieniem kiwać głową, choć równie dobrze mogę sięgnąć po "Dzienniki" Gombra i zamaszystymi ruchami ołówka zakreślać wersy, z którymi się identyfikuję.
Czasem wydaje się, że przez to zrozumienie i dostrzeżenie niedostrzegalnego w historii Polski Gombrowicz wyjawia nam jednocześnie swoją polskość, której nijak nie może i nie chce się zrzec. W swojej rozbudowanej krytyce narodowych wad realizuje się i w niej rośnie, może na antywieszcza, ale gdyby posunąć się do nadinterpretacji idąc tropem Wyspiańskiego (kontrromantyczny romantyk), to... :)

Mnóstwo innych sprzeczności (czy nie?) mogłabym z siebie wylewać, to tylko marna próbka, marnej jakości, chaotyczna, nielogiczna, patetyczna.

niedziela, 2 października 2011

niemądra kobieta

Zastanawiam się, czy da się coś jeszcze z tego wyciągnąć. Moja tymczasowa teoria to teoria symplifikacyjna, wręcz odzierająca życie z tych jego składkników najbardziej powszechnie cenionych. Głębsza refleksja, transcendencja, babranie się w duszy, literackie wycieczki wgłąb siebie - nic z tych rzeczy, bo im większa emocjonalna świadomość, tym boleśniejsze upadki. Rezygnacja, dezercja, tak, to te słowa. Ucieczka w jakiś stereotyp, szerzej niepodzielany, ale bardzo pomocny.
Momentami ta autoredukcja kłuje w uszy krytycznymi podszeptami, jednocześnie w dyskusjach, które dotykają tematyki z tzw. pogranicza, np. dotyczących koncepcji filozoficznych uderza mnie ze zdwojoną siłą przeświadczenie o tym, jak bardzo fałszywy i uproszczony obraz świata sobie przysposobiłam.
Kwestie te dotyczą oczywiście świata szerokopojętej sztuki i jej interpretacji, poznawanie świata nie poprzez emocjonalne czy innowacyjnie literackie ujęcia, ale poprzez większe rozumienie geopolityki, social science; tym samym odrzucam kulturę niską z wyboru i wysoką z powodu ananke, konieczności, wcześniej strachu przed samounicestwieniem.
Oczywiście łatwo jest czasem odpłynąć łącząc teorię, historię, epokę, programowy monolit z twórczością, Żeromskiego z Dwudziestoleciem, Mickiewicza z romantyzmem narodowym, dekadentów redukować do "sztuki dla sztuki", Herberta do radykalizmu moralnego, Gombrowicza do formy, co jeszcze bardziej obrzydliwe - Raskolnikowa do romantyczno-pozytywistycznego zawieszenia, ohyda, ze zrozumieniem nie ma to nic wspólnego. Ale mi zostają procedury, analityczne sądy, syntetyczne są przywilejem tych z bardziej rozwiniętymi płatami przysadki.

Naprawdę, Kant chyba trafił w sedno.
Ale mnie nic nie usprawiedliwia, głupotę mogę u innych przemilczeć, u siebie - tylko piętnować.

czwartek, 15 września 2011

niepoważnie

Wpis będzie się charakteryzować sporą dawką bezczelnego subiektywizmu (najn, czekajcie, brakiem obiektywizmu - to bardziej autokrytycznie brzmi).
Nienawidzę form długich, bo widać wtedy jak na talerzu niespójność poglądów, niezborność ruchów na mapie mentalnej i ciężej utrzymać jednolitą konwencję, a mianowicie taką, jaką miało się w głowie zasiadając do pisania.
Jeszcze gorzej, jeśli impulsem do wpisu jest nie refleksja, a uczucie, wtedy szanse na wyjście z tego z twarzą są bliskie zera. Rzut oka na tytuł bloga - owszem, ja nie mam się czego obawiać :)

Jednoznacznie czymś przygnieciona (gruczoły łzowe nie wzmgają aktywności bez powodu...) postanowiłam metodami bardziej naturalnymi niż zwykle powalczyć z tymi uczuciami - Kaczmarski więc, trafiłam na "Postmodernizm", o!, i tę piosenkę mogłabym dziś komuś zadedykować - wpisuje się to w mój kanon działań (gł. kryterium: bezsensowność) - adresatka dedykacji z tekstu Kaczmarskiego nie zrozumiałaby najpewniej nic.
(Jestem, przyznam się, rozdarta, (jak 'rOzDaRtA sOsEnKa' u Żeromskiego), czy wchodząc głębiej w ten nudnawy autotematyzm, nie skazuję się, prędzej czy później, na mdły sentymentalizm. Prymitywny, bo połowniczny. Dobra, poglądy na formę powoli się krystalizują, jest szansa, że do końca listopada się zdecyduję, o czym ten blog będzie.)
Kończąc dzisiejszą "krótką formę" frazesem w niedobrym guście:
Chciałabym, żeby osób, którym mogłabym zadedykować tę piosenkę, było jak najmniej.

czwartek, 1 września 2011

"Cioran i ja" - odcinek pierwszy, czyli zdradzona miłość.

Na motywie tego związku można osnuć całkiem miłą telenowelę. Osoby dramatu równie pretensjonalne, co uwikłane w formę, pustostan niebłogi.
Kiedyś, w myślach lub nie, nazwałam Ciorana nieco bardziej wysublimowanym Paulem Coelho i zdania nie zmieniam. Wbrew pozorom, jest nieco lepszym sentencjonalistą od brazylijskiego grafomana, a i jego zafascynowanie pustką rozbrajające: monotematyzm dalekoposunięty, kilka trafnych opisów wyżej wzmiankowanego stanu.
Kiedy już nie ma satyry, nie ma sił na kreatywną groteskę, nawet na stymulującą melancholię, to drogi Emil Cioran się sprawdza.

"Niewrażliwość na własny los to cecha kogoś, kto wypadł z czasu i w miarę uwyraźniania się tego upadku jest coraz bardziej wyprany z chęci pokazania się innym czy nawet zwyczajnie pozostawienia po sobie śladu"

"Jeśli dokonaliśmy zamachu na nasze pożądania, jeśli okiełznaliśmy i zdławiliśmy w sobie przywiązania i namiętności, będziemy przeklinać tych, co nas do tego zachęcali, przede wszystkim mędrca w nas - wroga najstraszniejszego, bo leczy ze wszystkiego, ale nie uwalnia s żalu po niczym"

"Jakaż to ulga być poza zasięgiem pochwały i nagany, nie dbać o swój dobry czy też zły obraz w oczach innych! Ulga dziwna, znaczona momentami przygnębienia; wyzwolenie podszyte jakąś niewygodną"

Gombrowicz w "Dzienniku" o ocenach głupców, ocenach powierzchownych, emocjonalnych, nieprzemyślanych:

"Te sytuacje były nie do odparcia, ponieważ były niegodne odparcia - ponieważ były zbyt głupie i śmieszne, aby można było wziąć na serio cierpienie, które zadawały"
"Prawdą jest, prawdą trudną i tragiczną, że sąd głupca także ma znaczenie, także nas stwarza, urabia nas od wewnątrz i od zewnątrz, pociąga za sobą daleko idące konsekwencje natury praktycznej i życiowej"

Przykład aforysty quasiliterackiego i pisarza, ot.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

niespodziewanie à rebours


(tu powinien być link bądź video, ale coś nie wyszło)

Nosowska dumnie zajmuje u mnie pierwszą pozycję w słuchanych, na nową płytę czekałam z tym większym zniecierpliwieniem, że ostatnio mało co trafia w mój muzyczny gust.
Przed chwilą odsłuchałam nowego utworu, promującego wrześniowy album... O ile kiedyś metaforyka bulimiczna była podawana w bardziej zawoalowanej wersji (patrz Poli D.N.O., Znów płakałam), to teraz samo nikt nie ma złudzeń, co do fiksacji tematycznej podmiotu. Plus Kasia poszła w delikatny turpizm, ew. daleko posunięty naturalizm.
Wrażenia na mnie niestety nie zrobiła, ceniłam ją za nieco bardziej wyszukane środki wyrazu artystycznego, ale czekam na resztę.

niedziela, 21 sierpnia 2011

osmętnica

Niebywałe zupełnie, że wpadłam na ten szalony pomysł: zostania blogowym pismakiem, w przerwie od zajmowania się innymi rzeczami równie nieistotnymi. Po części z obawy przed wylewaniem z siebie pokładów własnej zajesieniałości na twitterze, na którym spędzam większą część czasu, którego nie poświęcam samodoskonaleniu-przez-samobiczowanie vel zadaniom z matematyki rozszerzonej, idiotce niemyślącej logicznie, przyznajcie, musi przychodzić to trudno.

Będą tu moje myśli przefiltrowane przez bibułkę gombrowiczowsko-witkiewiczowską, innych filtrów zdradzać nie będę, co wnikliwsi przejrzą mnie od razu.
Jako radykalniejąca z wiekiem abstrakcjonistka wierzę, że ktoś przebrnie chociaż przez pierwszy akapit.
Przy tym całym zwątpieniu w siebie, zdarza mi się wierzyć w Polskę i że coś w niej dla niej można zrobić. Neopatriotyzm racjonalny. Choć może nieracjonalny, patrząc na naszą politykę (vide dzisiejsza konwencja SLD, wczorajsze wynurzenia prezesa i przedwczorajsze kłótnie w sejmowej rodzinie, tfutfu).